Tak właściwie, to niczego innego po ea niż olania tematu nie można się było spodziewać. Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Wiadomość 8 z 8 (377 wyświetleń)
Na wieść o decyzji Intela wręcz ciśnie się na usta tekst "niby człowiek wiedzioł, a jednak się łudził". W każdym razie fakty są takie, że układy Intel Core 11. generacji będą wspierane wyłącznie przez nowe płyty główne z chipsetami z serii 500, a także drogie płyty Z490 oraz H470.
🇭🇷 Ach te podróże cz. 2 🇭🇷 Niby człowiek wiedział i się łudził, ze nie będzie trzeba, że nic nadzwyczajnego się nie wydarzy- a jednak Kraj uroczy…
Spis treści. W mieście przegina aż 60 procent z nas. W niezabudowanym lepiej, ale niewiele. Aż 60 procent motocyklistów jeździ za szybko w obszarze zabudowanym – wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Wyniki badania są przygnębiające, bo niby człowiek wiedział, ale się łudził.
. Na początek krótkie przypomnienie. W kwietniu 2020 r. rząd Australii postanowił wciąć za klapy Big Techy, potrząsnąć i powiedzieć im – albo płacicie dostawcom treści, albo wy… noście się z naszego kraju. Co na to Facebook? Facebook na to „ok, skoro chcecie, żebyśmy płacili wydawcom za newsy, to my po prostu nie będziemy tych newsów pokazywać i po kłopocie”. To było w czerwcu 2020 r. Serwis Marka Zuckerberga uznał, że do przetrwania w Australii nie potrzebuje informacyjnej części swojego biznesu i zapowiedział taktykę blokowania linków pochodzących od australijskich mediów. rząd nie ugiął się jednak pod presją Zucka i dalej procedował niekorzystne dla niego prawo, przegłosowując podatek od linków, toteż w lutym 2021 r. Facebook jak powiedział, tak zrobił i zaczął blokować dostęp do informacji pochodzących z Wyspy Kangurów. Amerykański gigant zdecydował, że w Australii żadne linki od mediów nie będą możliwe do publikacji, oglądania i odczytania. I to bez względu, czy taki link chciałoby opublikować oficjalne konto danego wydawcy, czy zwykli, prywatni użytkownicy. Co więcej, w Australii nie będą się również wyświetlać treści z serwisów zagranicznych, a reszta świata na Facebooku nie będzie mogła udostępniać i widzieć żadnych medialnych treści z Australii. Sęk w tym, że oprócz odcięcia Australijczyków od wiadomości czy treści rozrywkowych, Facebook jednym zamachem miecza odciął ich również od istotnych stron rządowych, w tym informacji od ministerstwa zdrowia czy służb porządkowych. Rzecz tym bardziej problematyczna, iż w lutym 2021 r. Australia rozpoczynała wdrożenie narodowego programu szczepień przeciwko COVID-19, a do tego płonęły australijskie lasy. Dostęp do informacji od służb porządkowych był dla wielu ludzi niezbędny, a media społecznościowe są dziś jednym z najważniejszych kanałów dotarcia do szybko się zmitygował i odblokował strony odpowiednich służb, tłumacząc się, że „ups, to był błąd, przepraszamy, nie wiemy, jak to się stało”. Nikt wtedy Facebookowi nie uwierzył w przypadkowe działanie, ale wtedy były to tylko domysły. Dziś zyskujemy pewność. Facebook szantażował polityków, blokując strony australijskich służb. Wall Street Journal opublikował właśnie zeznania sygnalistów, byłych pracowników firmy działających przy tym projekcie w Australii. Mówią one jasno – Facebook wcale nie popełnił błędu, a zablokowanie stron było próbą szatanżu... o przepraszam, taktyką negocjacyjną Marka Zuckerberga, która zapewne miała za zadanie uzmysłowić australijskiemu rządowi, na jakie konsekwencje się naraża, uchwalając niekorzystne dla Zucka jaki sposób zaś Facebook "pomylił" strony rządowe z mediami? Otóż według zeznań byłych pracowników, zamiast wykorzystać istniejące bazy danych zawierające spis podmiotów medialnych, Facebook stworzył nowy algorytm, który oznaczał jako dostawcę wiadomości każdą stronę, która publikowała powyżej 60 proc. treści newsowych. Meta zasłoniła się przy tym wyjaśnieniem, że działanie ich algorytmu jest winą... australijskiego rządu, bo ten niedostatecznie precyzyjnie zdefiniował, co jest newsem, a co i dostarczone przez sygnalistów fragmenty wewnętrznej korespondencji wyraźnie pokazują też, że Facebook opracował ten plan na długo przed głosowaniem australijskiego rządu, aby w chwili zapadnięcia niekorzystnego wyroku natychmiast uderzyć tam, gdzie najbardziej wdrożenia algorytmu cenzurującego w Australii. Źródło: WSJI zabolało. Zablokowanie newralgicznych stron na Facebooku spowodowało pięciodniowy chaos informacyjny, na skutek którego australijski parlament zaproponował poprawkę, która ograniczyła konieczność negocjowania stawek z podmiotami medialnymi dla serwisów należących do Mety. Po roku od wprowadzenia prawa widać to wyraźnie w liczbie podpisanych umów – podczas gdy Google zawarł umowy z 60 wydawcami, Facebook zawarł je tylko z Sheryl Sandberg i Marka Zuckerberga wyraźnie pokazują, że o taki właśnie efekt Facebookowi chodziło. Co więcej, wewnętrzna korespondencja przekazana WSJ pokazuje też, że managerowie wysokiego szczebla doskonale wiedzieli o możliwym "błędzie" w działaniu algorytmu, bo ten był wielokrotnie zgłaszany przez pracowników specjalnego zespołu Facebook News powołanego w celu ocenzurowania australijskiej wersji serwisu. Poleje się krew. Inne kraje muszą wziąć się za Facebooka. Zeznania byłych pracowników, które właśnie trafiły do WSJ wraz z ujawnioną korespondencją wewnętrzną, dzięki działaniu organizacji charytatywnej Whistleblower Aid (tej samej, która wspomogła Frances Haugen) trafiły również do australijskiego rządu oraz Kongresu Stanów Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę fakt, że kolejne kraje na całym świecie proponują prawa na wzór australijskiego, zagranie Facebooka z całą pewnością nie przejdzie bez echa. Nie zdziwiłbym się, gdyby po otrzymaniu tych zeznań swoje prawo postanowiła też zaostrzyć Mety nie sposób nazwać inaczej niż cyniczną zagrywką monopolisty, który ani przez chwilę nie zamierzał przystawać na proponowane przez rządy warunki. Coraz wyraźniej widać, że dla legislatorów naprawdę nadchodzi ostatni moment, by podporządkować sobie Big Techy – inaczej obudzimy się w rzeczywistości, w której GAFA przestanie być akronimem giełdowych spółek, a zacznie być symbolem organizacji stanowiących własne prawo i dyktujących je
ZACIENTY_CAPSLOCK 7 godz. temu +197 Nigdy nie odziedziczyłem żadnej nieruchomości i nie odziedziczę, dziewczyna (18 lat) już ma mieszkanie po dziadkach, domek całoroczny w górach i pół domu na wsi, a za kilkadziesiąt lat jeszcze dostanie dom wybudowany rok temu od ciotki 45-letniej starej panny i mieszkanie rodziców xdd
Niby człowiek wiedział, ale się łudził… tak- łudziłem się, że tym razem w obliczu tak przerażających i nieprawdopodobnych wydarzeń Polacy nie pokażą swoich najgorszych cech. Bo o ile w solidarność nas, Polaków nigdy nie wątpiłem i byłem przekonany, że w duchu społecznego zrywu, wszyscy jak jeden mąż ruszą Ukraińcom z pomocą, o tyle miałem cichą nadzieję, że przy tej okazji schowamy do kieszeni pasję do narzekania i nie wykorzystamy momentu do politycznych wojenek. I to nie tylko na szczeblu centralnym, o nie. Na krakowskim podwórku też mamy kreatywną społeczność w tym względzie. Gdy zaraz po wybuchu wojny zobaczyłem mema pt. „chwilę mnie nie było, bo przekwalifikowywałem się ze specjalisty od COVID na analityka wojennego”, nawet się uśmiechnąłem. Nie przywiązywałem do tego jednak żadnej większej uwagi i to był błąd, bo twórca tego mema nie żartował. Po początkowym zrywie, o którym już wspominałem, szybko do głosu doszły smerfy Marudy, ale zarazem wybitni specjaliści od zarządzania sytuacją kryzysową, organizacji pomocy, logistyki i można by tak długo. I o ile nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej, to w Krakowie, w którym znajduje się 90 tys. osób, nie wydaje się, by było tak źle, jak przekonują wspomniani specjaliści od wszystkiego. I żebym został dobrze zrozumianym, ciężko posądzić mnie o patrzenie na urzędników i włodarzy nie tylko Krakowa przez różowe okulary. Jako obserwator staram się uwydatniać absurdy wszędzie i wbijać szpilę tam, gdzie jest na to miejsce. Czasem jednak odpowiedzialność i dojrzałość wymaga od nas, byśmy z pewną refleksją spoglądali na otaczający nas świat i co ważniejsze… przez szerszy horyzont. Ten jest tu niezwykle istotny, bo cała krytyka, która spadła na władze Krakowa i na organizatorów pomocy dla Ukraińców pochodzi od osób, które w życiu organizowały co najwyżej urodziny dziadka Heńka lub spotkanie miłośników wróbla Macieja w osiedlowym czy miejskim domu kultury. Ja rozumiem, że każdy może mieć jakieś obserwacje, każdy ma swoje przemyślenia i czasem nawet dobre pomysły, ale publikowanie ich w Internecie w poście, który rozpoczyna się od reklamy naszego prywatnego biznesu- chyba żeby uwiarygodnić, że jesteśmy królami życia, jest co najmniej zabawne, ale sądząc po liczbie panicznych komentarzy i reakcji, skuteczne. Zacznijmy od tego, że wojna na Ukrainie dotyka każdego z nas, obrazki, jakie widzimy w różnych mediach, czy w Internecie rozdzierają serca i burzą nasze poczucie życia w bezpiecznym świecie, w którym wojna konwencjonalna pojawia się jedynie w podręcznikach od historii. Serce rozdarte raz obrazkami z wojny, rozpada się na milion kawałków podczas odwiedzin takich miejsc, jak wszem wobec krytykowany dworzec główny w Krakowie. Matki z małymi dziećmi koczujące na torbach czy na ziemi, tysiące ludzi, wolontariusze próbujący dotrzeć z pomocą i harcerze, którzy starają się zaopiekować wszystkimi dookoła- to nie może nie poruszyć serc i wzbudzać skrajnych emocji, ale sztuką jest przekuć odczucia i emocje w działanie. Tylko o jakie działanie nam chodzi? Zarządzanie kryzysem, to wyższy level niż planowanie wakacji bądź imprezy dla znajomych. Ktoś, kto nie zdaje sobie z tego sprawy publikując w sieci wylew hejtu i krytyki, pokazuje jedynie, jak bardzo mało wie o świecie, w którym żyje i procesach warunkujących to życie. Chodzi konkretnie o argumenty typu „jest tyle firm eventowych, które zorganizowałyby to charytatywnie, jest tylu specjalistów, którzy poproszeni o pomoc z pewnością by pomogli, jest tyle hoteli i pensjonatów, które za darmo się otworzą i przyjmą uchodźców”, jesteście pewni? Oczywiście możemy założyć, że w urzędzie miasta pracują jedynie obsadzeni przez wujków i ciotki idioci, którzy nie potrafią wpaść na pomysły, które rodzą się w przeciągu sekundy w głowie każdego internauty i mieszkańca odwiedzającego dworzec główny. No tak! To niewiarygodne, że Kraków jako drugie największe miasto w Polsce, operującego gigantycznymi budżetami jeszcze w ogóle funkcjonuje, bo specjaliści zamiast w urzędzie siedzą na grupach miejskich aktywistów. Dzięki Bogu, że to się jeszcze jako tako kupy trzyma, sklepy działają, inwestycje same się realizują z rozpędu, komunikacja miejska jeździ, choć przecież ogarnięciem tak dużej liczby połączeń autobusowych i tramwajowych nie powinna zajmować się małpa na oślep wciskająca przyciski, a jednak… Ja wiem, że wielu z Was angażuje się i angażowało przed wojną w pomoc dla potrzebujących, dla biednych i bezdomnych zwierząt, w różnego rodzaju zbiórki i akcje charytatywne. Pamiętajmy jednak, że jest wojna, a informacje, które otrzymujemy z mediów, to jakieś 50 proc. tego, co dzieje się naprawdę. Czy sterują tym masoni i loże, które chcą nami manipulować i nas okłamywać? Nie do końca, ale wiele informacji nie jest podawanych, bo mogłyby wywołać określone i doskonale poznane przez lata w psychologii zachowania społeczeństwa, które byłyby niepożądane, zbyt ogólnikowo? To posłużmy się konkretnymi przykładami. W Internecie jednym z zarzutów wobec władz miasta jest zawieszenie formularza, który pozwalałby ludziom na oferowanie miejsc noclegowych dla uchodźców w swoich domach i mieszkaniach, skandal. Przecież wiceprezydent Kulig sam przyznał, że możliwości Krakowa wyczerpały się, przyjmując ok. 90 tys. Ukraińców, a urząd miasta zamyka możliwość poszerzenia tej bazy o tak wiele dobrych serc? A może, zamiast wieszać psy i rzucać błotem warto pomyśleć dlaczego? Pewne wypowiedzi rządzących mogą być nawet wskazówką: „miały miejsce niefortunne zdarzenia”. Tak, choć trudno w to uwierzyć, ale wiele osób postanowiło wykorzystać wojnę do wykorzystania uchodźców, by się wzbogacić (oferując teoretycznie darmowy nocleg), a w mediach już pojawiły się pierwsze doniesienia również o innym wykorzystywaniu… seksualnym. Nietrudno jest walić w urząd i polityków, bo z założenia to kłamcy i nieroby, ale może jednak warto włożyć głowę pod zimną wodę i spróbować przeanalizować sytuację i spojrzeć na to z innej perspektywy. Trudno za to wyobrazić sobie sytuację, by bez odpowiednich regulacji prawnych (bo żyjemy w państwie prawa ponoć), urząd autoryzował i polecał noclegi, które nie zostały poddane weryfikacji. Założę się, że pierwszym głazem rzuconym do ogródka urzędników w przypadku np. nieuczciwego zachowania właściciela takiej nieruchomości wobec uchodźców, byłoby „Dlaczego nikt tego nie sprawdził, przecież są urzędnicy”. Nie brakuje ataków za zamykanie miejsc dla uchodźców- choć tak naprawdę, są oni przenoszeni do lepszych lokalizacji z węzłami sanitarnymi i innymi udogodnieniami, które nieco bardziej przypominają „godne warunki życia” niż nocleg na leżance w hali sportowej, która notabene ma swoje umowy i plany, które nie zawsze idą w parze z wyobrażeniami mieszkańców. Dlaczego uchodźcy nie są zatem lokowani w miejscach, które wciąż oferują wolne miejsca i dobre warunki? Bo może nie chcą… i to, mimo że jakiś clown powie, że jest inaczej, bo rozmawiał z 8561 uchodźcami podczas miłej pogawędki na dworcu. Wydaje mi się prawdopodobne, że osoby te nie przyjechały do Krakowa na wycieczkę i oprócz często jednej czy dwóch toreb z dobytkiem życia, wiozą również ogromny strach o przyszłość swoją i swoich dzieci, stres przed nieznaną kulturą, krajem i językiem i wreszcie traumę wojenną. Bo choć nie widać tego na pierwszy rzut oka z poziomu ruchomych schodów dworca głównego, to są tam miejsca, gdzie rozgrywają się prawdziwe dramaty, takie jak próby samobójcze, załamanie nerwowe, ataki paniki. Trudno sprawić, by na dworcu pojawiły się setki psychologów, choć niektórym może się wydawać, że skoro oni pomagają, to zapewne wystarczy odezwać się do 100 krakowskich gabinetów i każdy psycholog rzuci swoją pracę i ruszy z pomocą na dworzec, nie- tak jest tylko w bajkach. A skoro mamy do czynienia z tak skrajnymi emocjami, to nikt nikogo nie zmusi do tego, by wsiadł do busa i pojechał do Pcimia albo innej Wólki i tam schronił się przed wojną, choć uciekając z Ukrainy, jedyne co wiedział o Polsce, to ładny bogaty Kraków i Warszawa… Wymieniać można długo, ale po co ułatwiać życie innym, zamiast po prostu sprowokować ich do myślenia? Może czasem warto wyjść z założenia, że nie wszyscy są putinami (nie zasługuje na dużą literę) i chcą stłamsić uchodźców w niegodziwych warunkach i doprowadzić do katastrofy humanitarnej. Może zatem, zamiast rzucać słownymi „koktajlami Mołotowa” warto ochłonąć i pomyśleć. Oczywiście jest też druga strona medalu, w którą niektórym ciężko uwierzyć. Sytuacje kryzysowe są doskonałym momentem i okazją do zbijania kapitału politycznego, wiem- brzmi aż niewiarygodnie, ale tak jest. O tym, że w naszym kraju i na lokalnym podwórku od lat toczy się wojna niby dobrych z niby złymi i odwrotnie, nikogo nie trzeba dodatkowo przekonywać. Widać to na każdym głosowaniu w Sejmie i na każdej Sesji Rady Miasta Krakowa. Jako obserwator patrzę na to jednak z zupełnie innej perspektywy i zawsze bawię się przy tym doskonale. Bo jak nie uśmiać się, gdy gromy na władze miasta ciskają osoby, które zachowują się jak york, względnie inny mały psiak schowany za bramką swojej posesji. Jestem najlepszy, robisz to źle, ja zrobię lepiej… to zrób i nie tłumacz się, że nie masz takich możliwości, jak władze miasta, bo jeszcze nikt Ci na tyle nie zaufał, żeby obsadzić Cię na stołeczku. Wręcz przeciwnie- możliwości masz większe, bo nie obejmują Cię żadne przepisy, ustawy, uchwały, zalecenia, rekomendacje i miliard innych urzędniczych i biurokratycznych obostrzeń, które często potrafią związać ręce nie tylko urzędnikowi, ale przedsiębiorcy, czy zwykłemu obywatelowi. Chwała za pomoc wszystkim tym, którzy dzielą się wszystkim, co mają, przygotowują kanapki, organizują transport, pomagają przy opiece nad dziećmi, angażują się w szukanie miejsc pracy dla uchodźców, CHWAŁA WAM. Może jednak czas dorosnąć i zorientować się, że żyjemy w społeczeństwie i obraz wielkiej solidarności Polaków, za którą podziwiają nas na zachodzie, powinien odnosić się również do lokalnego podwórka. Jeśli zatem pomagamy, to pomagajmy też sobie nawzajem i nie traktujmy tych ludzi z urzędu jak putina i najgorszego wroga. Skoro oni nie dają rady, to być może z jakichś powodów. I choć ciężko w to uwierzyć- a sprawdziłem osobiście, to ci ludzie mówią w języku polskim i nie dość, że potrafią nas zrozumieć, to umieją również odpowiedzieć. Chodzi jedynie o dobrą wolę nas wszystkich, którzy zostali wystawieni na sytuację, jakiej nie planowali. Nikt nie spodziewał się na początku roku, że do Krakowa spłyną setki tysięcy uchodźców, którzy będą nieśli ze sobą ciężar takiego kalibru. Zanim więc rzucisz kamieniem, zastanów się, czy nie warto go zostawić na putina. TP
Za nami gala KSW 71 w Toruniu, podczas której doszło do wyczekiwanego powrotu Marcina Różalskiego, który zmierzył się z legendą kickboxingu. „Różal” powrócił do największej polskiej federacji po 5-letniej przerwie. Po raz pierwszy w historii KSW specjalnie w tym zestawieniu obowiązywały mieszane zasady. Zawodnicy stoczyli pojedynek w małych rękawicach i w formule K-1. Zimmerman od początku prowadził ten pojedynek i dwukrotnie posłał „Różala” na deski już w pierwszej rundzie. Niestety w kolejnej odsłonie Polak ponownie był liczony dwa razy i zgodnie z zasadami sędzia był zmuszony przerwać to starcie. „Juras” komentuje porażkę „Różala” Niestety Różalski nie może zaliczyć tego powrotu do udanych. Na jego walkę czekało wielu kibiców, co mogliśmy usłyszeć w trakcie gali KSW 71, gdy fani dopingowali „Różala”. Powrotu fightera wyczekiwał także Łukasz Jurkowski, który skomentował pojedynek z Zimmermanem. Podobnie jak kibice był świadomy, że „Różal” jest dużym underdogiem, jednak wierzył w jego zwycięstwo. – Niby człowiek wiedział, a się łudził. Team Różal na zawsze – napisał na swoim Twitterze. 🤷🏻♂️ niby człowiek wiedział a się łudził. #teamRóżal na zawsze— Łukasz Jurkowski (@Jurasmma) June 18, 2022 Źródło: Twitter Przemek KrautzOd lat prawdziwy fan piłki nożnej. Od 11 roku życia trenuję boks, który jest moim hobby. W wolnym czasie podróżuje. Ulubiony kierunek? Włochy i Francja, ale przede wszystkim uwielbiam wspinaczkę górską i polskie Tatry.
niby człowiek wiedział a jednak się łudził